Jeśli chodzi o maski to są to produkty, którym najłatwiej jest się kupić w moje łaski - do tej pory znalazłam już trzy kosmetyki tego typu, bez których żyć nie mogę i zawsze są w mojej łazience - waniliowa maska Chantal, o której pisałam Wam ostatnio została Maską Miesiąca Kwietnia; wcześniej w udało się to jeszcze Stapiz Sleek Line i Czarnej Masce Marokańskiej. Pozytywne komentarze moich czytelniczek i zadowolenie z czarne maski siostrzanej zachęciły mnie do wypróbowania także innych masek Planeta Organica. To wypróbowanie trwało od grudnia do kwietnia, aż w końcu maskę oddałam w ręce mamy ;). Dlaczego? Dowiecie się czytając dalej.
Po pierwsze
Tworząc tą maskę producent nie określił do jakich włosów będzie najlepsza i odznaczył ją jako do wszystkich rodzajów włosów. Jej kolor idealnie odzwierciedla nazwa, bo faktycznie jest złota - robią to przede wszystkim złote, mikro drobinki, które sprawiają, że produkt prezentuje się naprawdę ładnie :). Podobnie jak pozostałe maski z serii możemy ją kupić za ok 27zł/300ml. [produkt w sklepie]
Po drugie - skład
Aqua with infusions of Organic Melia Azadirachta Seed Oil, Hydrocotyle Asiatica Extract, Euterpe Oleracea Fruit Extract, Organic Santalum Album Oil , Cedrus Atlantica Bark Oil, Juniperus Communis Fruit Extract, Bambusa Vulgaris Leaf/Stem Extract; Cetearyl Alcohol, Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Behentrimonium Chloride, Cetyl Ether, Mica, Titanium Dioxide, Silica, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Parfum, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid
Tak jak większość starszych produktów Planeta Organica tak i maska złota została stworzona na bazie wody z ekstraktami, co jak pewnie wiecie znacznie zaburza odczytywanie zwartości każdego z ekstraktów w składzie. Tak czy siak jest to maska o dość przyjaznej, jednosilikonowej zawatości (Amodimethicone zmywalne jest łagodnym szamponem). Dość zadziwiające jest dla mnie pojawienie się w składzie (jakiejkolwiek) maski miki i krzemionki (Mica i Silica), które zazwyczaj stosowane są suchych szamponach (absorbcja), i kosmetykach mineralnych, ale już przynajmniej wiemy skąd te złote drobinki ;)
Po trzecie - działanie
Maska ma przyjemną, lekko zbitą konsystencję, a jej zapach przypomina mi moją babcię (naprawdę!). Jest to zapach cięższy, lekko kadzidlany, niestety długo pozostający na włosach i gryzący się z innymi zapachami na moim ciele przez co dość irytujący.
Po raz kolejny przekonuję się, że nasycone kwasy w olejach nie są dla mnie, a takie właśnie zawiera w olej z drzewa Neem (nasycone: kwas palmitynowy i stearynowy - łącznie ok 30% oleju) oraz olej z drzewa Sandałowego (nasycone: kwas palmitynowy). W efekcie maska powoduje puszenie się włosów i niewyobrażalną (choć negatywną) objętość - znacie uczucie odstawania małych włosków w każdą możliwą stronę i efekt lwa z babyhair?
Złota maska nabłyszcza co prawda włosy, ale efekt, o którym pisałam Wam wcześniej całkowicie ją dyskwalifikuje. Poza tym pomimo wstępnego braku okiełznania oblepia pojedynczy włos - całość tworzy typowy efekt stosowania olei nasyconych na włosach porowatych.
Z maski powinny być zadowolone przede wszystkim posiadaczki włosów o niskiej porowatości, prawdopodobnie także średniej w stronę niskiej. Zbyt duża ilość kwasów nasyconych powoduje, że włosy o wysokiej porowatości reagują na nią podobnie jak na olej kokosowy :).
Linki:
- Złota maska Ajurwedyjska [sklep]
- Złotka maska Ajurwedyjska na wizażu [wizaz]
- Black Maroccan Hair Mask - maska listopada 2013
- Chantal Sesio - maska kwietnia 2014
- Stapiz Sleek Line - maska czerwca 2013
Bonus - Odpowiedzi do krzyżówki: przeproteinowanie, silikony, babyhair, skalp, SLES, porowatość, hydrolizowane, lawsonia, proteiny, OMO, jajko, jonizacja, invisibobble, olej, Shaun, Anwen, humektanty, dieta, kubeczkowa :)
Zastanawiam się nad tą maską... U mnie marokańska się totalnie nie sprawdziła, toskańską bardzo lubię, a w złotej najbardziej kusi mnie efekt błyszczących włosów. Mam średnioporowate włosy w kierunku porowatości wysokiej, ale przez dobrą pielęgnację skutecznie ją obniżam.
OdpowiedzUsuńO zgrozo ;) To chyba najgorsza maska jaką przyszło mi używać. Jedyną jej zaletą jest wygląd, ale niestety nie wszystko złoto co się świeci ;) Działanie i zapach - tragedia!
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie mocno do maski Chantal, obawiam się tylko, że będzie zbyt lekka - wiele dziewczyn porównywało jej działanie do odżywki.
Moje włosy sie po niej nie puszą, bardzo ją lubię.
OdpowiedzUsuńKoleżanka ma niskoporowate włosy i była nią zachwycona, ja przy swoich wysokoporowatych przeżyłam z nią niemiłe chwile jeszcze większego wysuszenia włosów.
OdpowiedzUsuńOooo szkoda, że nie wiedziałam o tym miesiąc temu jak zamawiałam rosyjskie kosmetyki :) Ajurwedyjska czeka u mnie na swoją kolej, a włosy mam wysokoporowate niestety...
OdpowiedzUsuńU mnie dokładnie ten sam efekt - puch, ale blask ładny :) Również nie lubię się z olejami i masłami nasyconymi, a szkoda, bo sporo ciekawych kosmetyków je niestety ma.
OdpowiedzUsuńCzarną marokańską również wielbię, toskańska niestety nie spisała się - włosy matowe, bez blasku, lekko spuszone.
Ciekawi mnie tajska, ale w sumie sama nie wiem ;)
To mówisz, że zrobiły mi się nisko? Bo ja ją uwielbiam! Zawsze i na każdy dzień. Natomiast drożdżowa Babuszki zaczęła mi się wgryzać we włosy, pachną mi nią jeszcze przez tydzień po użyciu, rozmiękają, robią się gumowate, paskudne i zniszczone!
OdpowiedzUsuńmam ją, mam, czeka na otwarcie ;p
OdpowiedzUsuńo kurcze, nigdy jej nie kupie :)
OdpowiedzUsuńOj to niestety nie dla mnie olej kokosowy na włosach też mi się nie sprawdza .
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć bo miałam na nią ochotę ale widzę że moje włosy by się z nią nie polubiły :)
OdpowiedzUsuńczuję że tę maseczkę pokochałyby moje włosy... :)
OdpowiedzUsuńNiekoniecznie bo ja także nie byłam z niej zadowolona :)
OdpowiedzUsuńU mnie ona działa na zasadzie całkowitego przeciwieństwa :) Moje włosy bardzo ją lubią, zapach mi się podoba, ale niestety po wyschnięciu włosów nie utrzymuje się u mnie praktycznie wcale ;)
OdpowiedzUsuńChyba moje włosy są poza wszelkimi regułami, są wysokoporowate, a z tą maską się polubiły ;-)
OdpowiedzUsuńAnomalia
Muszę jeszcze dokładnie wybadać jak nasycone wpływają na moje włosy.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko obawiam się, że u mnie też wywoływałaby puch...
U mnie porowatosc nieco spadla, wiec chyba jednak przyczaje sie na ta maske, kusi mnie od dawna ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny post, bo będę widziała , żeby jej nie kupić. Niestety zastanawiałam się nad nią, taka chwalona była.
OdpowiedzUsuńNie próbowałam żadnej oprócz toskańskiej z tej serii - ta w 100% mnie urzekła:) Jak zwykle bezkrytycznie przyjmuję analizę (jeszcze mi to nigdy na złe nie wyszło^^) i jeśli jeszcze wrócę do PO to wybiorę marokańską.
OdpowiedzUsuńMaska zdecydowanie nie dla mnie. Strasznie mnie wkurza jak wszystkie włosy mi odstają w różne strony i puszą się :(
OdpowiedzUsuńmiałam odlewkę czarnej maski, po pierwszym użyciu był efekt wow, a po następnych coraz gorzej (chociaż nie stosowałam jej pod rząd). Na pełnowymiarowe opakowanie na pewno się nie skuszę, co do złotej to teraz też mam wątpliwości.. ;)
OdpowiedzUsuńjestem zdziwiona. Mam porowate włosy, dużo baby hair i ta maska to po prostu cudo dla nich! Drobinki nie zostają, zapach faktycznie zostaje, ale bardzo delikatny. Włosy są miłe w dotyku, z objętością i lekkim blaskiem. Olej kokosowy robi przesusz, a ta maska działa cuda :)
OdpowiedzUsuń"przede wszystkim posiadaczki włosów wysokoporowatych" - jak zawsze zadowolenie z różnych produktów zależy od wielu innych czynników, także naszych oczekiwań ;)
Usuńszkoda, bo bardzo chciałam ją kupić.
OdpowiedzUsuńA ja miałam na nią taką ochotę :( Mam włosy wysokoporowate, więc mogłaby się u mnie totalnie nie sprawdzić.
OdpowiedzUsuńNo to mnie utwierdziłaś w przekonaniu, że ta maska jest właśnie dla mnie (bo mam włosy średnioporowate w stronę niskoporowatych) :))
OdpowiedzUsuńA ja mam włosy wysokoporowate (farbowane na blond) i u mnie ta maska jest absolutnym hitem, mam już drugie opakowanie ;) Kiedy mają gorszy czas, to nic ich tak nie odżywia i nie dyscyplinuje, a zapach nawet polubiłam. U mnie najlepiej się sprawdza po olejowaniu pod czepek na godzinę (przed myciem, bo niestety po myciu trochę obciąża) - wtedy jest prawdziwy efekt wow. Jednak nie stosuję jej bardzo często, tyle wtedy, kiedy widzę, że włosy zaczynają "grymasić" (średnio raz na tydzień, dwa), być może stosowana częściej nie dawałaby takich rezultatów. Z kolei czarna maska marokańska się u mnie zupełnie nie sprawdziła, powodowała puch i mimo, że pokochałam ją za zapach, to więcej nie kupię. A maska tajska zadziałała na moje włosy jeszcze gorzej, zrobiły mi się takie piórka i zastanawiam się jak ją teraz zużyć do końca, bo bardzo dużo mi jej jeszcze zostało, ech ;)
OdpowiedzUsuńsłyszałam o niej wiele dobrego :))
OdpowiedzUsuńMaski takiej nigdy nie używałam.
OdpowiedzUsuń