poniedziałek, 31 grudnia 2012

Nagonka na mleko? - mleko a hormony, włosy i skóra


Nie dalej jak wczoraj jedna z was podlinkowała mi ten artykuł oznaczając go jako CIEKAWY - za co bardzo dziękuję. 
Jako, że jestem zwolennikiem mleka, uwielbiam wszystko co mleczne, chociaż wiem, że nie powinnam (atopowiec), od razu przystąpiłam do lektury.

Pozwólcie, że będę komentować fragmentami i cytować z wyżej wymienionego artykułu.

Zła wiadomość dla fanek latte: badania Universytetu Harvarda wykazały związek między spożyciem mleka, a trądzikiem.
To akurat wiedziałam jak na atopowca przystało – już po zdiagnozowaniu choroby usłyszałam „żadnych serków, jogurtów, mleka, czekolady i ketchupu” (nawiasem mówiąc to dla mnie podstawa  chociaż nie jestem aż takim czekoladożercą to ketchupu sobie nie potrafię odmówić – „ketchup z pizzą” a nie „pizza z ketchupem” -  a tym bardziej serów, serków i jogurtów)

„Lekarze i naukowcy od dawna spierają się o korzyści płynące ze spożycia mleka.
Mleko krowie, bo o nim tu mowa, pijemy, bo ktoś nam powiedział, że zawiera dużo wapnia, a wapń jest potrzebny człowiekowi. Czytałam gdzieś porównanie, że jest to myślenie typu „człowiek potrzebuje wapnia, wapienie zawierają wapń, człowiek powinien jeść wapienie” – i zlinczujcie mnie, ale bardzo się z tym zgadzam. Wapń zawarty w mleku krowim jest trudno przyswajalny dla organizmu człowieka. Mało mówi się, że niektóre warzywa również zawierają spore ilości wapnia (np. brokuły)

Czytamy dalej „Bezsprzecznie mleko wywołuje u wielu ludzi dolegliwości układu pokarmowego związane z nietolerancją laktozy, naturalnego cukru zawartego w mleku.
W końcu z jakiegoś powodu niemowlakom nie powinno podawać się mleka krowiego, prawda?

„Do niedawna sądzono, że za nasilenie zmian trądzikowych odpowiedzialne są tłuste produkty. Szczególnie złą sławą owiane były chipsy, sery i czekolada. Jednak obecność nawet sporej dawki tłuszczów w diecie nie powoduje wzmożonego wydzielania przez gruczoły łojowe sebum, którego nadmiar zatyka pory i prowadzi do stanu zapalnego. Głównym winowajcą są hormony androgeniczne, przede wszystkim testosteron oraz jego pochodna – dihydrotestosteron.
Ty zaczęło robić się właśnie CIEKAWIE. Dla mnie nadal prawdą jest i będzie, że tłuste wzmaga pracę gruczołów – tłuste = złe, przynajmniej w tym aspekcie. Jednak uwagę przykuwa dihydrotestosteron, o którym pisałam w kilku miejscach. (klik, klik, klik)

„…Mleko jako substancja czynna biologicznie, zawiera spore ilości sterydowych hormonów, przede wszystkim hormonu wzrostu (IGF-1) oraz dihydrotestosteronu (DHT).
Z kolei z innych źródeł dowiadujemy się, że „Alergolodzy zdecydowanie zalecają przynajmniej częściowe ograniczenie spożycia mleka w diecie osób cierpiących na zaburzenia powodowane hormonalne.” (klik)
A także, że
„Mleko zawiera czynnik wzrostu IGF-1 i co najmniej 15 rodzajów estrogenów, z których kilka promuje wzrost komórek rakowych. Androgeny zawarte w mleku zwiększają liczbę receptorów androgenowych.(klik)

Do tej pory wpis stał się sklejką artykułów – pora na komentarz.
  1. Testosteron uważany jest za hormon męski jednak zapomina się, że dotyczy także kobiet.
  2. DHT pochodna testosteronu, jej zwiększona ilość może być przyczyną wypadania włosów.
  3. Mleko zawiera antybiotyki, hormony i nie jest zalecane dla osób z zaburzeniami hormonalnymi.
  4. W tym momencie zaczęłam powiązywać moje krostki na linii żuchwy oraz delikatne zwiększone wypadanie włosów, którym od początku jesieni nic nie pomaga, ze zmianami hormonalnymi, nie zaś ze stresem czy zmianą pogody.
  5. Nad problemem mleka krowiego obiecuję się solidnie skupić i poczytać.
  6. Być może - na czas kuracji coral mine - zdecyduję się wyeliminowanie mleka krowiego ze swojej diety 
  7. Wpis ma być sygnałem, prowodyrem do rozmowy na ten temat. Jestem pewna, że ktoś wie WIĘCEJ i tematem się interesuje.
Co wy na to? Informacje dot. mleka i jego hormonalnego podłoża mają jakieś znaczenie czy jest to tylko niepotrzebna nagonka na mleko?

sobota, 29 grudnia 2012

Serum do włosów elastyna+jedwab

Grudzień to dla mnie miesiąc stosowania mgiełek i serów - olejowe, odżywcze, proteinowe. Przepis na to akurat wziął się ze zmodyfikowania odżywczego serum z ZSK ;) Chciałam pokazać wam go jeszcze przed aktualizacją włosową i posumowaniem grudnia. 

Zastosowanie
Serum ułatwiające rozczesywanie, wygładzające i odżywiające. Za działanie wygładzające odpowiada przede wszystkim jedwab, on także zapobiega elektryzowaniu i sprawia, że włosy stają się bardziej podatne na układanie. Elastyna pobudza włosy do wzrostu, także wygładza i ułatwia rozczesywanie. Dodatkowo wraz z ekstraktem z truskawki przeciwdziała szkodliwemu oddziaływaniu czynników środowiskowych. Ekstrakt poza gamą odżywczych składników staję się miłą nutką zapachową, która ma być z nami przez cały dzień :) Odpowiednie nawilżenie zapewnia D-Panthenol, ale na pewno nie jest to serum nawilżające i nie takiego efektu oczekujemy :) Reasumując będzie to mgiełka po myciu, może swobodnie zastępować silikonowe serum albo kupny jedwab na końcówki. Będzie wygładzać, odżywiać i wpływać na pogrubienie włosów. 

Składniki

Przygotowanie
Przygotowanie jest banalnie proste :)

Do zlewki wlewamy kolejno elastynę, jedwab, pantenol. Esktrakt z truskawki rozpuszczamy w 5 ml wody i także wlewamy do zlewki. Dolewamy pozostałe 85ml wody. Na koniec aplikujemy konserwant, który przedłuży żywotność naszego serum. Wszystko przelewamy do butelki z atomizerem.

Stosowanie
Jest to serum do stosowania na wilgotne, umyte włosy, bez konieczności spłukiwania. Przed każdym użyciem należy wstrząsnąć. Przechowywać w lodówce przez ok 2 tygodnie od sporządzenia.

Efekty:

  • odżywienie włosów
  • wygładzenie
  • łatwość rozczesywania
  • blask
Moje ulubione serum w mgiełce ostatnich dni:) Jeśli macie składniki to naprawdę polecam :))




piątek, 28 grudnia 2012

Coral mine - drogi bubel czy prawdziwe wartości odżywcze w butelce wody?

Dziś o czymś co znalazłam w jednej z świątecznych paczek - suplement, żywa woda, wapń koralowy - Coral mine Szczerze mówiąc do samego prezentu podeszłam dość nieufnie - nie wiedząc co to w ogóle jest - początkowo niepozorne saszetki wzięłam za próbkę jakiejś oceanicznej maseczki na twarz.

O tym co to jest Coral mine, co powinien nam dawać i czy faktycznie się opłaca w dzisiejszym wpisie :)
Co to jest Coral mine?


Z moich informacji wynika, że jest to suplement diety, ale nie taki zwykły - w opakowaniu znajdziemy zmielony koral, który, jak twierdzi producent, ma zapewnić nam zestaw minerałów i mikroelementów niezbędny do podtrzymania normalnego stanu płynnych środowisk organizmu. Przy kontakcie z wodą koral przemienia się w jonową postać i wzbogaca wodę jonami wapnia. Zapewnia to dobrą przyswajalność wszystkich mikroelementów i substancji odżywczych. 

Coral-Mine® to produkt naturalny, wyprodukowany w Japonii z głębinowych koralowców kamiennych (Scleractina) żyjących w Morzu Japońskim w pobliżu wysp Okinawa i Tokunoshima. Koralowiec to wyjątko­wa substancja, w której w ciągu ponad 500 milionów lat istnienia została osiągnięta całkowita harmonia świata zwierzęcego, roślinnego i mineralnego. Ten zadziwiający twór przyrody występuje jednoczenie w kilku postaciach materialnych: jest zarówno zwie­rzęciem morskim o przedziwnym kształcie, przypo­minającym niezwykłe rośliny, utrzymuje się dzięki za­wartym w wodzie morskiej solom mineralnym, a żywi się mikroorganizmami morskimi.

Producent przekonuje, że codzienne stosowanie Coral mine zapewnia:
a) obniżenie ryzyka zachorowań na choroby układu sercowo-naczyniowego i narządów trawiennych, chorób onkologicznych
b) zapewnia ochronę mięśni i stawów (poprawa elastyczności)
c) pozytywnie wpływa na pracę nerek i wątroby
d) zmniejsza poziom cholesterolu
e) korzystnie wpływa na stan układu odpornościowego
f) sprzyja bardziej pełnowartościowemu nasyceniu krwi tlenem
g) sprzyja na zachowanie optymalnego PH
h) oczyszczenie organizmu z toksyn
i) nautralizację związków chloru (można stosować do oczyszczania wody z kranu)
Opakowanie
Jedno opakowanie Coral mine zawiera 3 saszetki zamykane paseczkiem strunowym. Wewnątrz każdej nich znajduje się 10 mniejszych, papierowych, które będziemy stosować bez rozrywania - każda saszetka zawiera 993mg zmielonego koralu (prawie 1gram)

Cena
I tutaj przestaje być kolorowo - w normalnych warunkach, w życiu bym nie zdecydowała się na zakup- za miesięczną kurację Coral mine musimy zapłacić ok 102zł. - trochę dużo jak na 3 małe saszetki, prawda?

Skład

Skład 1 malutkiej saszetki (waga: 1 gram): zmielony koral: 993 mg, w którym znajduje się:
70 ważnych dla życia składników: 
  • wapń: 34,6%, 
  • magnez: 2,16%,
  • ponadto: sód, siarka, potas, fosfor, jod, żelazo, brom, mangan, chrom, bór, węgiel, cynk, selen, miedź, złoto i inne, 
  • kwas askorbinowy: 5 mg, 
  • srebro: 2 mg.

Wapń i fosfor kształtują tkankę kostną, stanowią bu­dulec dla wszystkich tkanek łącznych. Podtrzymują stabilną pracę serca, przewodzenie nerwowe i skurcze mięśniowe, podnoszą przepuszczalność błon komór­kowych, normują procesy krzepnięcia krwi.
Magnez - wspomaga wapń - zabezpiecza wydziele­nie koenzymu ATP i podnosi potencjał energetyczny organizmu, zapewnia stabilny rytm serca, reguluje na­pięcie mięśni gładkich (naczyń, jelit, pęcherza moczo­wego i pęcherzyka żółciowego). Zbalansowane połą­czenie w organizmie wapnia i magnezu (2:1) sprzyja zatrzymaniu wapnia w kościach i utwardzeniu kości.
Sód wpływa pozytywnie na ciśnienie osmotyczne, gospodarkę wodną i białkową, niezbędną do podtrzy­mania pobudzenia neuro-mięśniowego i czynności pompy sodowo-potasowej, zapewniającej regulację wymiany komórkowej.
Potas - podstawowy kation wewnątrzkomórkowy, który wspiera gospodarkę wodną, solną i kwasowo- zasadową, pobudzenie i przewodnictwo nerwowo- mięśniowe; zabezpiecza stabilność ciśnienia tętnicze­go, wyprowadza nadmiar płynów z organizmu.

Komentarz: Skład, jak widać, jest bardzo wartościowy - jednak weźmy pod uwagę że samego produktu w dawce dziennej znajdziemy 1g - czy jest on w stanie wzbogacić od półtora do litra wody? - sama się zastanawiam ;) Niewątpliwie taka suplementacja nam nie zaszkodzi

Jak stosujemy Coral mine?
Zanurzyć jednogramową saszetkę do 1,5 I. wody (dopuszczalne jest zmniejszenie ilości wody 2- 3 razy). Po upływie 5 minut woda jest gotowa do spożycia. Przygotowaną wodę dobrze jest spożyć w ciągu jednego dnia. Nie używać wody gazowanej! Nie gotować!
Komentarz:
Pijąc półtora litra wody dziennie - już spełnimy jedną z obietnic producenta - wypłukanie toksyn z organizmu - i szczerze wątpię w przyczynkę do tego saszetek z koralowym wapniem. 

Produkt jest o tyle fajny, że dolewałam wzbogaconej wody do każdej herbaty - producent gwarantuje, że bez względu na ilość zastosowanych saszetek Coral mine zmienia poziom PH produktu (nie zmieniając jego smaku) na optymalny poziom ok 8,5PH.

Pokusiłam się o sprawdzenie obiecanego PH wody z Coral mine - faktycznie papierki lakmusowe wskazały poziom ok 8-9 :) - nie wiem na ile udało mi się odzwierciedlić to zdjęciem. 
Podsumowanie
Na internetowych forach o produkcie nie mówi się za dużo. Wpisując nazwę - google odsyła nas do strony dystrybutora Coral club. Brak opinii wzbudza we mnie swego rodzaju niepewność w jego wiarygodność - tak czy siak zamierzam go stosować - wodę piję każdego dnia :) - być może faktycznie dostarczy organizmowi niezbędnych witamin i mikroelementów - w takim wypadku koral powinien wpłynąć pozytywnie także na stan skóry i włosów. 

PS. Za radą taty saszetki które zostaną zamierzam rozrywać i wsypywać do doniczek kwiatów ;) - które nawiasem mówiąc na co dzień nie mają ze mną najlepiej - jeśli odżyją to chyba faktycznie stwierdzę, że "coś w tym jest". 
Miałyście? Słyszałyście? Czytałyście? :) Co myślicie o tym produkcie?

wtorek, 25 grudnia 2012

Nard - mydło do mycia ciała i włosów

Mydełko dostałam od Śliwki Robaczywki biorąc udział w Tygodniu Mydlanym - za co bardzo dziękuję :) Zgłosiłam się do Tygodnia Mydlanego ponieważ od czasu mydła aleppo oraz marsylskiego mydła waniliowego zakochałam się we wszystkich regionalnych mydłach, ich działaniu, naturalnych składach i niepowtarzalnych zapachach.


Dostępność i cena
Jest to produkt regionalny, więc w PL dostępny wyłącznie w specjalistycznych sklepach (np. mydlarniach) lub przez internet. W Blisko Natury dostaniemy go za 24,99zł. - może się wydawać dość drogo, kostka jest troszeczkę mniejsza od mydła aleppo, jednak tak samo wydajna (dużo bardziej niż drogeryjne pachnidła o czym pisałam przy okazji recenzji Aleppo :))

[Klik] - link do mydełka w sklepie Blisko Natury

Opakowanie
Mydełko dostajemy w ładnym, kartonowym opakowaniu i przezroczystej folii, dzięki czemu doskonale sprawdzi się na prezent. Oczywiście opakowania nie ma co przetrzymywać w łazience, chyba że chcemy aby nasze mydło kleiło się do kartonika pod wpływem wilgoci.


Właściwości według producentaMydło doskonale nadaje się do łagodzenia podrażnionej skóry głowy i całego ciała. Leczy się nim alergie, zapalenia, wysypki itp. Doskonale odmładza skórę dojrzałą. 


SkładMasło kokosowe, woda, olej palmowy, olej słonecznikowy, oliwa z oliwek, sproszkowana henna, olej nard, olejek lawendowy, wetiwer, olejek mandarynkowy. 

Wszystkie składniki są całkowicie naturalne, mydło zostało stworzone na bazie 7 olejów lub olejków, sproszkowanej henny i wody. Charakterystycznego zapachu nadaje nam wetiwer. Jeśli już jestem przy zapachu to wspomnę, że mydło faktycznie ma bardzo intensywny ziołowy zapach - jednym przypadnie do gustu, innym mniej, dla mnie zapach jest bardziej męski i ciężki niż się spodziewałam, dlatego mydło może stać się dobrym prezentem dla naszego chłopaka, taty czy dziadka. 
Działanie poszczególnych składników starałam się opisać jak najbardziej zwięźle, mam nadzieje, że wam się przyda :)




TWARZ
Na podstawie zawartych w mydle olejków łatwo się domyśleć, że będzie działało łagodząco na stany zapalne - tak faktycznie jest, o czym przekonała się i nadal przekonuje moja buzia. Mam wrażenie, że mydło jest jednak silniej oczyszczające aniżeli wspomniane wcześniej Aleppo - jego działanie na skórze można poczuć, a twarz potrzebuje już bardziej treściwego nawilżenia aniżeli przy Aleppo. Będzie nadawało się więc dla skóry tłustej, twardszej i mniej wrażliwej (kolejny czynnik, który mówi mi, że jest to mydło odpowiednie dla faceta :)) - mimo to polubiliśmy się. Nard dobrze wpływa na moją buzię, doskonale ją oczyszczając, napinając i zwężając pory

WŁOSY i SKÓRA GŁOWY
Wystarczy odrobina wody aby wytworzyła się delikatna, kremowa piana, co znacznie ułatwia aplikacje jeśli chodzi o skórę głowy (z Aleppo nie jest tak łatwo). Mój skalp był bardzo zadowolony po myciu mydłem Nard, na włosach jednak pozostała (średnio przyjemna) warstewka mydlana - jeśli wiecie o czym mówię. Mimo tego mydło znakomicie poradziło sobie z olejkiem musztardowym, później Himalaya - silniejsze działanie oczyszczające, o którym pisałam wcześniej :).

Podsumowanie
Uważam, że jest to produkt godny wypróbowania - dobry na prezent także dla mężczyzny. Sprawdzi się przede wszystkim na skórze tłustej, skłonnej do zaskórników i stanów zapalnych - będzie pomocny w zwalczaniu trądziku. Jego intensywny, ziołowy, niecodzienny zapach - co by o nim nie pisać - na pewno pobudzi zmysły i zostanie nam w pamięci jeszcze długo. Kostka jest bardzo wydajna - na mojej nadal widać dość wyraźnie żłobienie na środku, a używam jej co najmniej 2 razy dziennie do mycia twarzy każdego dnia :)

Podobne:

sobota, 22 grudnia 2012

Zakończenie 45 dniowej kuracji tranem

Kuracja tranem - start


Czas na podsumowania mojej 45 dniowej kuracji tranem.

Efekty
Twarz
Skóra twarzy dobrze nawilżona, może nawet bardziej napięta (?) podczas całej kuracji. Podczas walki z trądzikiem do diety powinno włączyć się pokarmy obfitujące w tłuszcze Omega-3 (tłuste ryby morskie: łosoś, tuńczyk, śledź, makrela, rybi tran) - tu jednak nie zauważyłam poprawy - choć ostatnio moja skóra pozostawia wiele do życzenia - jednak jest to miejscowy problem - jeszcze nie odkryłam bezpośredniej przyczyny.

Skóra głowy
Podobnie jak twarz - podczas całej kuracji nie cierpiałam na przesuszenie skóry głowy, przeciwnie, była dobrze nawilżona, nie pojawiły się żadne stany zapalne ani krostki (z czym teoretycznie mogłam mieć problem z powodu stosowania alkoholowej wcierki)

Włosy
Ciężko mi zauważyć jakiś większy wzrost (jak wiecie obcięłam włosy:)) - być może przy okazji kolejnej kuracji - bo do tranu na pewno wrócę!

Odporność
Kuracja uchroniła mnie od jesiennego przeziębienia (czego jestem pewna ;)) - dla mnie to największy plus +, nie ma nic gorszego niż chodzenie do pracy/szkoły będąc przeziębionym

Podsumowanie
Kuracja tranem należała do jednej z najprzyjemniejszych. Łykanie kapsułek (rano podczas śniadania) było bezproblemowe i nawet zawsze o nich pamiętałam. Miło było cieszyć się dobrze nawilżoną skórą twarzy nawet w ciągu największych mrozów :) - z natury mam skórę normalną w kierunku suchej (bardzo łatwo ją wysuszyć na wiór).


Miłych przygotowań przedświątecznych ;*

piątek, 21 grudnia 2012

Jak zagospodarować sobie czas i mieć chwilę na maskowanie i olejowanie w ciągu tygodnia?

Włosomaniactwo wcale nie musi być czasochłonne - o ile krążenie po blogosferze faktycznie zajmuje sporą część mojego wolnego czasu to chciałabym wam dzisiaj przedstawić moją strategię na dbanie o włosy "w międzyczasie" :)

Punkt 1
Wieczór olej - rano mycie
Jeśli myjesz włosy rano możesz spróbować nakładać olej wieczorem lub nawet na całą noc.
Wieczorem wcieramy olejek w skalp lub psikamy olejowym serum - albo obie rzeczy na raz :) - umówmy się nie zajmuje to dużo czasu - ja olejuję włosy fragmentami, np. na skalp olejek musztardowy, na długość psikam serum.

Punkt 2
Wieczór maska - wieczór olej - rano mycie
Również dla myjących włosy rano - Z tego co wiem, na ten pomysł pierwsza wpadła Słodki Miód :) Po przyjściu ze szkoły zwilżamy włosy i nakładamy na nie odżywczą maseczkę, spłukujemy po czasie (30min-1h), nakładamy olejek - jeśli jest to w pełni naturalny olejek zwijamy włosy w koczka i kładziemy się spać - włosy myjemy rano - suszymy zimnym nawiewem lub nie jeśli mamy więcej czasu

Punkt 3
Popołudniowy olejek - wieczorne mycie - maska
Dla myjących włosy wieczorem (tak jak ja)
Jak tylko przyjdę z uczelni/pracy wcieram w skalp olejek (jest 16-17), 
przetrzymuję go na włosach ok godziny, w trakcie której robię wiele rzeczy ;)
o 18 włosy myję, nakładam na nie maseczkę,
18:30 spłukuję
Włosy mają spoooooro czasu aby wyschnąć aż do wieczora (również się nimi nie zajmuję)
Przed samym położeniem się spać rozczesuję je szczotką z włosia i spinam miękką frotką w wysokiego koka - mój kochany twierdzi, że "łączę" się wtedy z moją planetą bo tworzy to taką antenkę :D:D
(PS. Mam wymówkę by twierdzić, że uważa mnie za istotę nadziemską ;))))

Punkt 4
Mgiełka
Dla mnie to największa oszczędność czasu w pielęgnacji włosów, można stworzyć mgiełkę proteinową (jedwab, elastyna), nawilżającą (pantenol), odżywczą (z witaminami i olejkami), ochronną (z jedwabiem i silikonem).

jakie jeszcze macie sposoby na oszczędność czasu w dbaniu o włosy? :)
Osobiście jestem zwolenniczką olejowania i maskowania przez cały tydzień aniżeli przeprowadzaniu jednego włosowego SPA w weekend - wszystkie pomysły mile widziane, najciekawsze z chęcią dodam do posta aby powstał swojego rodzaju zbiór sposobów oszczędzania czasu (oczywiście wpisy będą autoryzowane) ;)

Miłego weekendu :*
Jest mi niezmiernie miło bo liczba obserwatorów bloga dobiła dzisiaj do 300 :)
Dziękuję wam :*



środa, 19 grudnia 2012

ISANA Połysk Jedwabiu - zastąpiła mi ISANĘ babassu, czy też nie?

Po złej (dla większości włosomaniaczek) wiadomości o wycofaniu z Rossmana odżywki isana babassu postanowiłam wypróbować inne produkty z serii aby czymś zastąpić ulubiony produkt. Na blogu pojawiła się już recenzja odżywki UV (czerwona), która wypadła dość dobrze w porównaniu do babassu - jedynym minusem jest jej chemiczny zapach, który nie tyle co przeszkadza, ale odbiera przyjemność ze stosowania jaka towarzyszyła mi przy korzystaniu z ISANY Babassu. 
Dziś przyszła kolej na...

ISANA Połysk jedwabiu


Skład
Składy wszystkich odżywek ISANY analizowałam tutaj - ku mojemu zaskoczeniu wpis cieszył się ogromną popularnością - w ciągu tygodnia od podania informacji o wycofaniu ISANY wpis osiągnął oglądalność powyżej tysiąca. Jak na tle inny odżywek ma się ISANA Połysk Jedwabiu?


Dominują w niej substancje wygładzające, zmiękczające, utrzymujące wilgoć wewnątrz naskórka/włosów. działające także antystatycznie. Na trzecim miejscu spotykamy Propylene Glycol (pisałam o nim tutaj), jednak zawierają go wszystkie odżywki ISANY (poza wycofaną babassu), mimo to nie zauważyłam by wyrządził mi coś złego. Najśmieszniejsze jest to, że odżywka nie zawiera jedwabiu, a hydrolizowane proteiny pszenicy - i to w drugiej części składu. Za nimi znajdziemy też witaminę B3. 


Ocena składu i zastosowanie

Skład oceniam jako średni, nigdy nie używałabym jej jako jedynej odżywki po myciu - dla mnie każda isana to zabezpieczenie włosów na długości przy myciu szamponem ze SLS, ale nie tylko. Stosowałam także od olej na długość (użyłam jej także do stworzenia olejowego serum)

Czego chcieć od odżywki za całe 4,99? :)

Komfort użytkowania

Dla mnie odżywka jest bardziej tempa (czytaj "mniej lejąca") od babassu czy tej UV. Przez co trudno mi było wydobywać z opakowania jej resztki. Opakowanie spadło mi kilkukrotnie pod prysznicem, ale jest dość solidne - nawet nakładka się nie oderwała :) - zawsze stawiam tak jak na zdjęciu

Podsumowanie
  • wygląd +
  • zapach - (zbyt chemiczny)
  • konsystencja +/-
  • pod olej +
  • przed myciem +
  • po myciu - (zbyt słaby skład)
  • cena +
  • dostępność +
Używając jej nie ma mowy o przeciążeniu, tłustych włosach itd. Z pewnością ułatwia rozczesywanie, nadaje się pod olej i do olejowego serum. 
U mnie odżywka zdobywa 5,5 pkt/8pkt - tracę nadzieję, że coś w 100% zastąpi mi babassu i nie będzie kosztowało wiecej niż 10zł :D -możecie mnie nie zrozumieć ale... szkoda zabezpieczać włosów podczas mycia balsamem/odżywką/maską za więcej niż 10zł zwłaszcza, że włosy myję co dziennie, olejuję nawet do 4 razy w tygodniu. 


niedziela, 16 grudnia 2012

8 ulubionych produków i półproduktów tego roku :)


Podążając za wpisem imprevisivel i ja chciałabym przedstawić wam moich ulubieńców roku w kilku dziedzinach - one na pewno zostaną ze mną dłużej

Mycie

Szampon ziołowy, dobrze oczyszczający, a dodatkowo nie plączący nawet moich cienkich włosów. Ma prześliczny kolor i zapach, ładnie prezentuje się na półce - jak wszystkie szampony Baikal Herbals
Dobry skład, dobre działanie- czego chcieć więcej?

Moje najnowsze odkrycie zamówione w DDD w setare.pl. Od pierwszego użycia polubiłam ten szampon - pieni się dużo lepiej i szybciej od Baikal Herbals (mniej szamponu potrzeba), ma fajny dozownik (nie trzeba odkręcać szamponu mokrymi rękoma). Pachnie moim zdaniem płynem do naczyń :D ale to taka subiektywna ocena, ale przechodząc do sedna - włosy są po nim gładkie, miękkie, błyszczące i czyste. Ma znakomity skład!


Skład: Aqua with infusions of:  Organic Anthemis Nobilis Extract, Organic Saponaria Officinalis Extract, Organic Acorus Calamus Root Extract, Organic Origanum Vulgare Extract, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Guar Hydroxypropyl Trimonium Chloride, Rhodiola Rosea Extract, Pinus Sibirica Extract, Gypsophila Paniculata Extract, Hippophae Rhamnoides Altaica Seed Extract, Hydrolyzed Wheat Protein,  Berberis Sibirica Extract,  Potentilla Supina Extract, Arctium Lappa Extract, Benzyl Alcohol, Glycerin, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Cl 75810, Beta Vulgaris, Maltodextrin, Citric Acid, Parfum.

Wszystko co zielone to substancje pochodzenia roślinnego (ekstrakty, olejki), brązowe - jak należy w drugiej części składu - substancje pomocnicze (konserwanty, zagęszczacze, zapachy). Szampon zawiera łagodne substancje myjące - 

Maskowanie

Maska lactimilk z glinką (październik)

Zmniejsza przetłuszczanie skóry głowy, włosy pozostawia świeże, sypkie, pogrubione - lubimy się, chociaż nie od początku. Jestem przy końcu pierwszego opakowania - a korzystałam razem z mamą :). Kupię kolejne opakowanie tej, albo przynajmniej innej z tej samej serii Lactimil.

Maska biovax Keratyna i Jedwab (listopad)
Uważam, że to zimowy musthave. Pierwsze wrażenie - Pięknie pachnie, ma gęstą, zbitą konsystencję, wygodne opakowanie. W masce znajdziemy sporą ilość hydrolizowanego jedwabiu i keratyny, a także aminokwasów jedwabiu. Skład okresliłabym jako proteinowo-emolientowy. Drugie wrażenie - świetnie działa na włosy, wygładza je, chroni (w składzie silikon), nabłyszcza, nie obciąża. Idealna na chłodne dni, kiedy nasze włosy narażone są na tarcia szalikiem, kurtką czy czapką.

Olejowanie skalpu

Olejek himalaya (sierpień)
Ten olejek śmiało mogę nazwać moim największym odkryciem roku! W swoim czasie zmniejszył wypadanie do kilku włosów na szczotce po myciu, zapewnił zstępy babyhair mimo, że ZAWIERA W SKŁADZIE PARAFINĘ - nie będzie się nadawał dla ortodoksyjnych włosomaniaczek ;]. Dla mnie to hit. Od sierpnia mam jeszcze 1/4 buteleczki gdyż wcieram go jedynie w skalp. Kupiony na doz.pl - nie mogę się doczekać kolejnej buteleczki.

Olejek musztardowy (październik)
Olejek musztardowy dostałam pierwszy raz do przetestowania od setare.pl - na podstawie tych testów napisałam recenzję, teraz mam swoją pełnowymiarową buteleczkę i nic się nie zmieniło. Sukcesywnie wcieram skalp, zawsze czując przyjemne mrowienie skóry głowy. Podobno to naturalna metoda rozjaśniająca więc mnie pasuje chociaż jakiś gwałtownych efektów nie zauważyłam :) Zapobiega nadmiernemu wypadaniu włosów, babyhair rosną po nim zdrowe i silne.

Wzbogacanie
D-pantenol (kwiecień)
Z tym składnikiem się nie rozstaję - dla mnie to zapewnienie najlepszego nawilżenia - mogłabym kupować go litrami, chociaż to wyniosłoby mnie chyba majątek ;) - mogę śmiało powiedzieć, że wyleczył moje "sucharki".  Najlepszy półprodukt jaki kiedykolwiek miałam (a w sumie nie chwaląc się... było tego sporo;)) - zamówię kolejną buteleczkę i kolejną i kolejną...

Zabezpieczenie

Biovax jedwab (sierpień)
Od sierpnia zostało mi go jeszcze sporo, wygrał walkę wybijając się daleko poza swojego kolegę Serum A+E. Nie obciąża włosów, dobrze chroni, ładnie pachnie - buteleczka jest mała i poręczna.

Macie swoich ulubieńców minionego roku?

sobota, 15 grudnia 2012

Oswajamy zapach olejku laurowego - peeling z nasion czarnego bzu

Moją opinię na temat olejku laurowego znajdziecie tutaj - w skrócie można powiedzieć, że jego działanie jest dobre albo nawet bardzo dobre, jedynym "psujem" wizerunku olejku laurowego jest jego intensywny zapach.

Dzisiejszy wpis poświęcam peelingowi z nasion czarnego bzu - jest to dla mnie jedna z lepszych form przygotowania twarzy pod "weekendowe spa" (czyt. odżywianie) - być może i wam się spodoba :)




Składniki

  • Olejek laurowy (3ml) (klik)
  • Olejek rycynowy (2ml) - apteka
  • Ekstrakt z soku z truskawki (klik)
  • Rozdrobnione nasiona czarnego bzu (klik)
  • Opcjonalnie konserwant


Przygotowanie:
1. Do małego plastikowego pojemniczka wlewamy 2ml olejku rycynowego oraz 3ml olejku laurowego (olejek laurowy można wcześniej podgrzać)
2. Jasnozieloną papkę dokładnie mieszamy
3. Odmierzamy 2ml ekstraktu z truskawki
4. Ekstrakt rozpuszczamy w 5 ml wody (może być przegotowana)
5. Rozpuszczony ekstrakt dolewamy do olejków i dokładnie mieszamy aż do osiągnięcia jednolitej papki
6. Dosypujemy odrobinę startych nasion czarnego bzu (według uznania)
7. Wszystko mieszamy, na koniec można dorzucić 5 kropelek konserwantu
8. Przechowywać w lodówce

Produkt:
Tak przygotowany peeling możemy przechowywać w lodówce tydzień (z konserwantem ok 2 tygodnie) - wystarczy to nam na 2-3 użycia. Ja taki peeling robię dwa razy w tygodniu :)

Początkowo nasiona czarnego bzu wydawały mi się odrobinę zbyt duże - nadające się wyłącznie na peeling gruboziarnisty do ciała jednakże bardzo łatwo je rozdrobnić w moździerzu na malutkie cząsteczki. Jeśli nie macie akurat takich ziarenek można zamiennie stosować kawę normalną :).


Użycie:
Buzię delikatnie masuję, papkę pozostawiam na twarzy jeszcze przez kilka minut, później zmywam mydłem Aleppo albo syryjskim mydłem waniliowym.
Na tak przygotowaną twarz nakładam treściwy nawilżający krem lub olejek arganowy.


Efekt:
Peeling ma właściwości silnie oczyszczające, bakteriobójcze (dzięki olejkowi laurowemu oraz ekstrakcie z truskawki). Po zastosowaniu skóra ma zwężona pory, jest gładka i rozjaśniona. Truskawka pomaga w leczeniu trądziku, wyprysków i liszaju. Odżywia skórę, stymuluje lepsze ukrwienie. - to dzięki niej zapominamy o nieznośnym zapachu olejku laurowego.

 Lubicie takie domowe peelingi? :)

czwartek, 13 grudnia 2012

Joanna rzepa - wcierka - moja recenzja

Ten produkt czekał na mnie od września - musiał poczekać do skończenia kuracji olejkiem laurowym oraz seboravitem - jego stosowanie rozpoczęłam dopiero w zeszłym miesiącu - kuracja trwała ponad 3 tygodnie, musiałam jednak przerwać. Jeśli chcecie się dowiedzieć dlaczego - zapraszam do lektury recenzji.

 Joanna Rzepa - wcierka (wizaz)

Cena: 8zł/Super Pharm
Dostępność: dobra/bardzo dobra

Producent: Kuracja wzmacniająca Rzepa przeznaczona jest dla włosów przetłuszczających się(1), ze skłonnością do łupieżu i wypadania(2). Zawiera bogaty zestaw aktywnych czynników - takich jak ekstrakt z czarnej rzepy oraz inne specjalnie wyselekcjonowane ekstrakty naturalne i składniki energizujące, aby wzmacniać włosy(3) i skutecznie zmniejszać przetłuszczanie się skóry głowy(4). To specjalistyczny produkt do wcierania w skórę głowy, który pozwala osiągnąć dobre rezultaty przy regularnym stosowaniu(5).  Specjalna formuła neutralizuje charakterystyczny zapach czarnej rzepy(6) i zwiększa komfort stosowania(7). 

Mój komentarz:
(1) dla włosów przetłuszczających się - w takim celu wcierka została przeze mnie zakupiona, jednak w trakcie stosowania Seboravitu okazało się, że przetłuszczanie zostało zmniejszone, tak więc nie zauważyłam dodatkowego działania wzmacniającego w tej kwestii
(2) ze skłonnością do łupieżu i wypadania - mój największy minus, już po pierwszym użyciu zauważyłam, że włosów wypada jakby więcej - nie wiązałam jednak tego ze stosowaniem wcierki (o tym poniżej...)
(3) wzmacniać włosy - nie zauważyłam nawet przy regularnym stosowaniu
(4) zmniejszać przetłuszczanie się skóry głowy - patrz punkt pierwszy
(5) dobre rezultaty przy regularnym stosowaniu - brak jakichkolwiek oznak wzmocnienia włosów przy regularnym stosowaniu 3-4 razy w tygodniu przed lub po myciu
(6) neutralizuje charakterystyczny zapach czarnej rzepy - zapach nadal jest wyczuwalny, chociaż mnie on nie przeszkadza, lubię go ;)
(7) komfort stosowania - dla mnie szczególny komfort stosowania dał nie brak zapachu, ale znakomite opakowanie, które na pewno ze mną pozostanie na dłużej.

Skład:
Aqua, Alkohol Denat., PEG-75 Lanolin, Raphanus Sativus Extract, Urtica Dioica Extract, Arcitium Lappa Extract, Humulus Lupulus Extract, Glycogen, Glycerin, Niacinamide, Panthenol, Menthol, Allantoin, Laureth-10, Citric Acid, Parfum, Benzyl Salicylate, Butylphentyl Methylpropinal, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Dmdm Hydantoin, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone

Wcierka stworzona została na bazie alkoholu, ekstrakty znajdują się już na początku składu. Poza tym spotykamy tu substancje zmiękczające i nawilżające - dzięki nim wysuszające i drażniące działanie alkoholu jest minimalizowane (w ciągu całej kuracji nie poczułam negatywnego oddziaływania akurat alkoholu na moją skórę głowy - brak zaczerwienienia czy pieczenia) - działanie to wspomaga także Allantoina, która przyspiesza regenerację naskórka
W składzie pojawiają się także Mentol, zmniejszający działanie gruczołów łojowych, ale także tajemniczo brzmiący Benzyl Salicylate czyli olejek eteryczny z goździka używany jako: substancja zapachowa, substancja pochłaniająca promienie UV, filtr przeciwsłoneczny, konserwant. Reszta to konserwanty, zapach, inne substancje pomocnicze. 

*najdziwniejsze składniki zostały przeze mnie zalinkowane ;)

Dlaczego musiałam przerwać kurację?
Pod jednym z wpisów, w którym wspominałam o powyższej wcierce dostałam komentarz, że wcierka powodowała wzmożone wypadanie włosów - nie byłabym sobą gdybym jednak nie sprawdziła jak spisze się na moich cieniutkich włosach i wrażliwej skórze głowy.
Po pierwszym użyciu (po myciu) włosów na szczotce zostało odrobinę więcej niż zawsze - "jesień" - pomyślałam, a dzień wcześniej chodziłam bez czapki, więc tym bardziej moje potencjalne zastrzeżenia w stosunku do wcierki zostały zlikwidowane.
Przyszło mi trochę stresów, kilka ważniejszych wystąpień, jakieś sprawy na uczelni - I tak przez ostatni miesiąc zauważyłam zwiększone wypadanie włosów - nie wiążąc go ze stosowaniem wcierki.
Refleksja przyszła kiedy przez tydzień nie miałam do niej dostępu - została w mieszkaniu mojego kochanego - wypadanie ustało.
Nie jestem w stanie powiedzieć wam co było przyczyną takiego wzmożonego wypadania, nie wskażę dokładnego składnika - eliminuję alkohol ponieważ wcierka nie podrażniła mojej skóry głowy. Być może to kwestia sporej ilości konserwantów (groźniejszych Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone)? Tak czy siak z wcierką musiałam się rozstać - ale opakowanie na pewno zatrzymam! 

Podsumowanie
  • Jedno z najlepszych i najbardziej przemyślanych opakowań wśród wszystkich moich kosmetyków.
  • Nie podrażniła skóry głowy
  • Dla mnie zapach nie był drażniący
  • Nie wzmocniła włosów
  • Spowodowała zwiększone wypadanie włosów
Nie skreślam Joanny - wiem, że wiele osób sobie ją chwali, na wizażu jest KWC. U mnie się niestety nie sprawdziła. - jeśli któraś z was ma ochotę spróbować wcierki, a niekoniecznie chce kupować chętnie odleję do małej plastikowej buteleczki i wyślę pocztą ;)

Przedstawiam wam moje najnowsze nabytki w zimowej kosmetyczce włosowej. 



Natura Siberica - szampon - ochrona i odżywienie (klik)
Szampon do suchych włosów, na bazie naturalnego ekstraktu różańca górskiego (Rhodiola Rosea) i mleczka cedrowego (Cedar), opracowany do ochrony włosów przed niekorzystnym wpływem środowiska.
Szampon ziołowy regenerujący (klik)
Rada babci Agafii Yermakovoy: 
Jeśli masz włosy zniszczone i trochę zaniedbane ulecz je wodą ziołową: pączki cedrowe zamocz i z ziołami na pół godzinki zaparz, na włosy nanieś, niech siłą ziół się nasycą.
Olejek musztardowy (recenzja)


Jesteście czegoś ciekawe? :)

Już niedługo przegląd wcierek do skóry głowy - czyli wszystko czego próbowałam lub chciałabym wypróbować - będzie o czym rozmawiać.

piątek, 7 grudnia 2012

Grudniowa aktualizacja włosowa

Za oknem zimno, które daje się we znaki. Złapało mnie poważne przeziębienie - chociaż i tak należy wspomnieć, że do tej pory unikałam nawet jesiennego kataru. :)

Tak czy siak przyszedł czas na aktualizację włosową. Ostatni miesiąc był dla moich włosów bardzo łaskawy.  Polubiliśmy się z jesienią. Zapraszam was na porcję zdjęć grudniowej aktualizacji włosowej.


Włosy są w dużo lepszym stanie niż w zeszłym miesiącu.
Przede wszystkim nie są już takie suche :)
Dobrze zrobiło im 3cm podcięcie. 

Na pierwszym zdjęciu są po rozpuszczeniu z koczka-ślimaka - musicie wybaczyć im to śmieszne falowanie.
Drugie zdjęcie jest z rana, zaraz po myciu i naturalnym wysuszeniu. 
(Nawiasem mówiąc robienie zdjęć w grudniu do aktualizacji to nie lata wyzwanie) ;)


Dostałam o jednej z was pytanie jak spinam grzywkę żeby nie przeszkadzała podczas mojego zapuszczania
Proszę, tak: 

;)

Taka spineczka może i wygląda dość infantylnie, 
ale nie znalazłam lepszego sposobu dla siebie ;) 
Ważne żeby była czarna, ewentualnie kremowa. 

Włosowe Pudełeczko
Pozwólcie, że pochwalę się wam także moim własnoręcznie wykonanym pudełeczkiem na włosowe bibeloty :) przepis znalazłam na http://pinterest.com, chciałam nawet go dla was odnaleźć ale przejrzałam już tak wiele stron i nici ;)


Kichnięciem zakańczam tą krótką notkę :) Nic tu po mnie, czas się kurować pod ciepłą kołdrą.
Już nie mogę się doczekać tych wszystkich paczek, które wędrują do mnie pocztą :D
Udanego weekendu :*



czwartek, 6 grudnia 2012

Książka idealna dla kobiety? Uwaga! Pochłaniacz czasu :)

Chciałam was przeprosić za moją nieobecność i w przerwie pomiędzy zajęciami na szybko napisać o tym, co pochłonęło mnie w ostatnim czasie. Nie są to żadne złożone zadania - a po prostu czytanie. 

Od zawsze lubiłam czytać... jednak czas liceum i początek studiów spowodował wzmożone wykorzystanie tej czynności do wykonywania poleceń nauczycieli/wykładowców. Uwierzcie mi... nie ma nic gorszego niż czytanie na siłę - tak oto przed ponad 4 lata nie sięgałam z chęcią po żadną dobrą książkę z własnej przyjemności - wszystko co czytałam składało się na zajęcia i sprawy szkolne.



Jakiś czas temu postanowiłam niechęć do książek przełamać - szło mi raz lepiej raz gorzej, aż w końcu dałam się przekonać do zakupienia hitu ostatnich miesięcy - trylogii, rozpoczynającej się tomem Pięćdziesiąt twarzy Greya. Założę się, że większość z was o książce już słyszała, albo nawet czytała :). Książka jest bardzo współczesna. Nie brak w niej wspominek o telefonach BlackBerry czy produktach Apple, ale przede wszystkim obrazowych erotycznych opisów - dlatego skierowana jest głównie do dojrzałych kobiet, a przynajmniej takich, które wiedzą co to pożądanie i namiętność.
Książka pisana jest prostym językiem, co sprawia, że jest lekka i przyjemna w czytaniu, a 600 stron staje się niestraszne nawet dla najbardziej wymagających.

O gustach się nie dyskutuje, ale jeśli lubicie takie książki to gorąco polecam :)

Dlaczego piszę o tym na łamach bloga? Może dlatego, że książka wywarła na mnie ogromne wrażenie, że jest jedyną pozycją, którą od długiego czasu czytam z zapierającymi dech w piersiach emocjami, a może ze względu na pierwszy akapit, którym wprowadza nas w świat Any i tytułowego Greya. Same zobaczcie :)) - jak przystało na włosomaniaczkę taki wstęp musiał mnie zainteresować :D


Już mam chrapkę na kolejny tom.

Czytacie? Czytałyście? Chciałybyście? :)

Już jutro postaram się naskrobać dla was recenzję obiecanej wcierki Joanna Rzepa.




Nie zgadzam się na kopiowanie tekstów i zdjęć mojego autorstwa bez mojej zgody lub podania źródła.
Treści publikowane na moim blogu podlegają ochronie przez prawo autorskie. Przeglądając tą stronę akceptujesz korzystanie z plików cookie.